top of page
  • Zdjęcie autoraJamnitrottersi

Zawsze jest pora na Całowanie

Zaktualizowano: 31 lip 2022

Do tego miejsca nikogo nie trzeba było zachęcać. Na hasło Bagno Całowanie wszyscy podnieśli ogony do góry!



Postanowilimy pojechać tam trasą tzw. na około, bo zawsze coś ciekawego można zobaczyć jadąc drogami lokalnymi, czego nie można powiedzieć w przypadku autostrady czy S-ki.

Bagno Całowanie znajduje się na południe od Warszawy, zaledwie 17 km od Góry Kalwarii i niedaleko Otwocka. Samochodem można dojechać do kładek oraz wieży widokowej, ale tylko, od strony miejscowości Całowanie. Tak, też zrobiliśmy. Byliśmy tam stosunkowo wcześnie więc miejsce parkingowe trafiliśmy pod samą wieżą, aczkolwiek jest tam naprawdę mało miejsca, dosłownie na kilka aut.


“OMG ale tutaj zielono”

To co nas uderzyło, to ogromna masa zieleni, która aż biła po oczach. Jamnitrottersi od razu przystąpili do ataku i eksploracja poszła pełną parą. I to dosłownie bo z zaparkowanego auta obok wysiadły panie też z psami, więc pierwszy sparing był zaliczony.


Na start poszła wieża widokowa i ścieżka edukacyjna


Standardowo, jak większość przybywających tu osób, swoje pierwsze kroki skierowaliśmy ku ścieżce edukacyjnej o wdzięcznej nazwie„13 błota stóp” oraz wieży widokowej, znajdującej się przy samym parkingu. To co nas zaskoczyło, to bardzo duża ilość rowerzystów na kładce, która w pewnym momencie się kończy i dalej się nie pojedzie, jednak każdy pcha się tam z rowerem, jakby dla niego nagle miał nastąpić c.d. Na tych wąskich kładkach naprawdę ciężko jest się mijać. Ta część ścieżki jest mniej osłonięta drzewami, więc w słoneczny dzień idzie się tutaj w pełnym słońcu.



Co innego po drugiej stronie szutrowej drogi czyli jak wrócicie ścieżką do punktu gdzie zaczynaliście przy wieży widokowej, to nie do auta a dalej. Tutaj jest zdecydowanie bardziej dziewiczo i naturalnie. Ta część torfowiska jest bardziej zalesiona i idąc po kładce momentami można mieć wrażenie, że spaceruje się w parku czy lesie. W pewnym momencie wychodzi się na urokliwy fragment torfowiska, gdzie mamy wrażenie, że stoimy na mostku bo z każdej strony mamy zielono-żółtą wodę. Warto tutaj zrobić sobie sesję zdjęciową. Kawałek dalej znowu wchodzimy w zalesioną część i tutaj uwaga, bo teren zaczyna robić się błotnisty, co może grozić jak w naszym przypadku niekontrolowaną chęcią zażycia kąpieli.


Pepper na własnej skórze przekonała się, że jednak płytko nie jest, skacząc na bombę w coś co tylko pozornie przypominało wodę. Po wydobyciu jej z tego, stwierdziliśmy brak łatek na jej sierści), bo zmieniła się w błotnego zwierza, chociaż wciąż myślimy, że chyba w poprzednim wcieleniu była foką).


Jak i wcześniej przychodzi moment, kiedy kładka się kończy, aczkolwiek tu lądujemy na łące. I jeśli się nie boimy, to można iść dalej, śladem wydeptanej ścieżki, która podobno prowadzi w okolice miejscowości Podbiel. My tego nie sprawdzaliśmy, bo chcieliśmy przejść dalej drogą szutrową do pobliskich stawów, za którymi miały być wydmy z piasku. Plan powiódł się częściowo, a częściowo niestety nie, bo jamnitrottersi z powodu gorąca na widok rozpalonych piasków stanęli okoniem)



Po bagnie, to już tylko plaża i relaks


Jak już wspominaliśmy wcześniej, mamy zwyczaj, że zawsze planujemy trasę z wyprzedzeniem, oglądając okolice w Google Maps i mniej więcej szacując czas jaki możemy tam spędzić. Czasami wybieramy jedno miejsce docelowe, a czasami coś po drodze lub na powrocie. Tak też było i tym razem. W związku z tym, że pogoda trafiła nam się wyśmienita, aż nawet za z punktu widzenia naszych przegubowców, więc postanowiliśmy dać im odrobinę wytchnienia i trochę też poplażować. Jako miejsce docelowe wybraliśmy mijaną w drodze do bagna, plażę nad rzeką w Górze Kalwarii. Wyskoczyliśmy ochoczo z auta i dziarsko popędziliśmy w stronę plaży..i wszystko byłoby super, gdyby nie to, że piach przy samym wejściu do wody był tak szlamiasty, że aż strach było zdjąć buty. Co chwile ktoś mknął tędy na quadzie, co wiązało się z tym, że nie można było zwolnić ze smyczy nikogo. Sama woda bardzo fajna, bo dość płytko więc idealnie dla jamników, które tym razem chętnie skorzystały z kąpieli. Musicie wiedzieć, że to nie są raczej wodne psy, no za wyjątkiem Pepper, ale ona się nie liczy, bo nie jest normalna)


Po kąpieli postanowiliśmy wykorzystać ich skupienie i trochę też zmęczenie spacerem wcześniejszym do celów treningowych. Poza skopaniem koca, nasypaniem piachu nam wszędzie tam gdzie go nie powinno być oraz zjedzeniu wszystkich smaczków, nic więcej im nie chciało się robić. A ćwiczcie sobie sami, przecież jamniki całą wiedzę mają w małym palcu i są najmądrzejsze. I niech ktoś się odważy, to podważyć!




Od pewnego momentu używamy dla naszych jamników wyłącznie szelek i smyczy z amortyzatorami marki Truelove z serii Adventure Soft.


Dlaczego (po wielu testach innych) wybieramy akurat te szelki:

  • są miękkie i nie obcierają jamniczych pach, szczególnie w deszczowe dni

  • idealnie wyprofilowane

  • świetnie się dopasowują do jamniczych kształtów

  • przewiewne i lekkie

  • nie krępują ruchów, nie ścierają zgięć przednich łapek w trakcie biegania

  • przednie zapięcie smyczy idealne w przypadku pracy nad psem, który za bardzo ciągnie na spacerze

  • szybko schną po kąpielach wodnych

  • smycz z amortyzatorem w połączeniu z przedłużką daje idealny zasięg i kontrolę nad nadpobudliwym i wyrywającym do przody psem


Ranking (przyznane jamnitaki) :

Węszenie, tropienie:🐶🐶🐶

Przestrzeń do spacerowania: 🐶🐶🐶

Kumple: 🐶🐶

Dostęp do wody: 🐶🐶🐶

Bezpieczeństwo: 🐶🐶🐶

Przyjazne dla psiaka: 🐶🐶

Łącznie jamnigodziny: 2 + 2



Stay tuned.

Juno, Philo, Pepper

57 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie